Nowy tydzień, nowa cena przemysłu - 5 gr w dół, 28 IX 2020
Cena przemysłu będzie ujemna?
Podmioty skupujące w obłąkańczym amoku prześcigają się cenami jabłek przemysłowych. Na nieszczęście sadowników, jest to licytacja według zasady kto da mniej… O ile w minionym tygodniu skupy oferowały 44 – 47 gr za kg, to dziś cena spadła do 40 gr. Jeżeli tak dalej pójdzie, to jabłka przemysłowe osiągną cenę ujemną i będzie trzeba dopłacać do ich odbioru.
Cóż takiego wydarzyło się w miniony weekend, co skłoniło skupujących do tak radykalnej obniżki stawek oferowanych za jabłko przemysłowe (o prawie 15%)? Czyżby Chiny sypnęły kilkuset tonami surowca? Żarty na bok, przetwórstwo już przywykło do tego, że nie musi niczego uzasadniać, a prawa rynkowe ich nie obowiązują.
Nie ma wzrostu podaży
Z wielu powodów sadownicy nie zbierają jabłek przemysłowych. Argument o wzroście podaży surowca nie wytrzymuje krytyki. Po pierwsze dlatego, że nie ma kto przemysłu zbierać. Są niedobory pracowników sezonowych, wszyscy zajęci są zbieraniem jabłek deserowych. Siła robocza się ceni, a zbieranie spadów nie jest opłacalne. Po drugie dlatego, że nie ma czego zbierać. Po wiosennych przymrozkach jabłek jest w tym sezonie dużo mniej. Po trzecie dlatego, że ceny są za niskie, a przetwórnie nie mają surowca. Wielu deklaruje, że nie odda nawet kilograma przemysłu po cenie niższej niż 50 gr.
Skąd te obniżki?
Przetwórcy bezlitośnie wykorzystują swoją przewagę nad producentami owoców. Możliwych przyczyn obniżek widzimy kilka.
Pierwsza, najbardziej prawdopodobna, jest taka, że podmioty skupujące chcą skorzystać z okresu destabilizacji politycznej w kraju. Protesty środowisk rolniczych przeciw ustawie uderzającej w chów zwierząt użytkowych, zmiana na stanowisku ministra rolnictwa, rozłamy w koalicji rządzącej, koronawirus… Problemy sadowników zeszły na boczny tor. Nikt o nich nie mówi, opinii publicznej to nie interesuje.
Druga możliwość wynika z braku realnego oporu wśród sadowników, czego dobitnym przykładem był protest garstki sadowników pod Biedronką z dnia 24 września, o którym – niestety – pies z kulawą nogą się nie dowiedział.
Jest tajemnicą poliszynela, że wielu producentów, którzy deklarują, że nie opłaca im się zbieranie przemysłu i oddawanie go do skupów po oferowanych stawkach, robi to po cichu. Inni, często czerpiący dochód z innych działalności, dla których sad jest tylko dodatkiem, nie narzekają na obecne ceny. Być może przetwórstwo chce w pełni wydrenować tę grupę sadowników, zanim podejmie ewentualne decyzje o wzroście cen.
Prawdopodobna jest również chęć wywołania strachu i sprowokowania sadowników do oddawania przemysłu po zaniżonych stawkach. Tak, aby pomyśleli, że skoro cena systematycznie spada, to może już być z tygodnia na tydzień coraz gorzej, dlatego lepiej sprzedać wszystko teraz, zanim cena bardziej spadnie.
Wcale nie musi być gorzej!
Tymczasem, jak wielokrotnie pisaliśmy, sezon obecny daje więcej nadziei na zarobek na jabłkach niż sezony minione. Również tych przemysłowych. Przymrozki pogrążyły kwitnienie w wielu sadach. Opad czerwcowy był rekordowy, wskutek czego mało kto dokonywał przerywki i oddawał ją do skupów. W zbiory weszliśmy bez jakichkolwiek zapasów magazynowych. Przetwórnie nie mają surowca, a fala strachu wokół koronawirusa narasta i wiele krajów rozważa ponowne zamknięcie granic, co utrudni wymianę handlową, w tym przesył koncentratu jabłkowego i innych półproduktów.
Fot. Pixabay
Komentarze
Brak komentarzy