To detaliści zawyżali ceny jabłek!
Jeszcze na początku sezonu 2019/2020 nic nie zwiastowało, że stanie się on dla producentów jabłek pierwszym od wielu, wielu lat sezonem dochodowym. Sytuacja zmieniła się jednak w roku bieżącym, pozwalając zarobić na owocach ziarnkowych tym sadownikom, którzy zdecydowali się na ich przechowywanie. Opłaciła się nawet sprzedaż mniej atrakcyjnych odmian, takich jak Gloster i Idared, co było nieoczekiwanym zwrotem akcji.
Przyczynił się do tego zamęt spowodowany koronawirusem, wskutek którego konsumenci łaskawiej spojrzeli na owoce twarde, jako te najtrwalsze, powszechnie dostępne, bezpieczne, które można dokładnie wyczyścić. Nie wiadomo, czy w obecnym sezonie dobra passa się utrzyma.
O cenach jabłek na rynkach hurtowych pisało się dużo. Notowano ich wzrosty aż do momentu, kiedy szerszym strumieniem zaczęły płynąć krajowe owoce sezonowe (truskawki i czereśnie). Wtedy nastąpiła stabilizacja stawek, ale utrzymały się one na najwyższym od lat poziomie.
Należy jednak oddzielić ceny jabłek w sprzedaży hurtowej od oferowanych w handlu detalicznym. Te były już w opinii konsumentów zbyt wygórowane i wiele osób wprost posądzało producentów o paskarstwo. Pod koniec czerwca Romik86 pisze w komentarzach pod artykułem dotyczącym wysokich cen jabłek: W Warszawie 12 zł za kilogram jabłek… No rozumiem że chłopy chcą się odkuć po tylu latach ale bez przesady. Dla mnie rachunek prosty, zamiast polskich jabłek będą pomarańcze.
Na powyższym przykładzie widać, że wielu spożywców nie zdaje sobie sprawy z mechanizmów panujących na rynku (nie tylko owoców). Im dłuższy łańcuch sprzedaży, tym więcej ogniw musi zarobić, a więc wyższa jest finalna cena danego towaru. W tym przypadku sprzedawcy detaliczni postanowili skorzystać na fali wzrostu cen jabłek i zaczęli zwiększać nakładane marże. Jeżeli kupili od sadownika jabłka w cenie 5 zł/kg, a sprzedawali je później po 11 zł/kg, marża wyniosła 55%! Cóż, trzeba przyznać rację, że dla przeciętnego konsumenta cena kilograma jabłek rzędu 8 – 10 zł jest wygórowana, zwłaszcza, że przywykł on w latach poprzednich do zakupu tych owoców za stawki dziesięciokrotnie niższe. Za te pieniądze ktoś kupi w sklepie trzy jabłka, ale nie 2 – 3 kg.
Rozwiązanie było proste – kupować jabłka bezpośrednio. Nie w markecie, nie w warzywniaku, tylko na lokalnym targu albo bezpośrednio od sadownika. Niestety sprzedaż bezpośrednia od rolników, z pominięciem pośredników, przez lata była niesłusznie przez aparat państwowy zwalczana i piętnowana. Powiedzmy to otwarcie, że nawet po zmianach sprzed roku, rolnika chcącego zgodnie z prawem prowadzić nieopodatkowaną sprzedaż produktów rolnych, czekają liczne formalności i utrudnienia. Wymaga się bowiem od gospodarza zgłoszenia działalności do prowadzonego przez Powiatowego Inspektora Sanitarnego rejestru zakładów prowadzących sprzedaż bezpośrednią (z podaniem zakresu i wielkości produkcji oraz rodzaju produktów pochodzenia roślinnego). Rolnicy prowadzący sprzedaż surowców roślinnych zobowiązani są również do prowadzenia dokumentacji i udostępniania jej podczas urzędowej kontroli żywności lub zakładowi detalicznemu, do którego realizowane są dostawy bezpośrednie. Muszą składać pisemne oświadczenia o stosowanych środkach ochrony roślin, występowaniu szkodników lub chorób, które mogą zagrozić bezpieczeństwu produktów pochodzenia roślinnego, oraz udzielania innych informacji istotnych ze względu na zdrowie człowieka. Wszystko to dla paru kilogramów jabłek czy czereśni?
Fot. Pixabay
Komentarze
Brak komentarzy