Czy jabłka przemysłowe są dobrym substratem dla biogazowni?
Nadprodukcja jabłek w Polsce ma swoje konsekwencje w postaci niskich cen owoców na rynku. Ogromna część zbieranych u nas jabłek charakteryzuje się niedostateczną jakością, a jedynym realnym kanałem ich zbytu pozostaje przemysł przetwórczy. Chociaż 100% naszych nasadzeń stanowią sady deserowe, aż 50 – 60% ich produkcji to jabłko przemysłowe.
Mimo że „deser” i „przemysł” są dwiema różnymi kategoriami towaru, to duża podaż jabłka przemysłowego ciągnie w dół ceny deseru, sztucznie stwarzając na rynku wrażenie nadpodaży dobrej jakości jabłek. Wydaje się, że rozdzielenie produkcji deserowej od typowo przemysłowej jest jednym z najważniejszych wyzwań stojących przed branżą sadowniczą. Dalsza produkcja przemysłu w technologii „deserowej” lub „pół-deserowej” wiąże się z marnotrawstwem kapitału i będzie poniżej progu opłacalności.
Niezależnie od tego, czy w danym sezonie zbierzemy 3 czy 4 mln t jabłek, potencjał eksportowy naszego kraju wynosi ok. 700 tys. t. W lata, w które produkcja na Zachodzie Europy zostanie dotknięta szczególnie niekorzystnymi warunkami pogodowymi, może udać się wyeksportować do 1 mln t. Reszta zbioru przeznaczona jest na zagospodarowanie malejącego popytu na jabłka deserowe ze strony rynku krajowego oraz trafia do zakładów przetwórczych.
Szczególnie w te sezony, w których nie występują wiosenne przymrozki, zbiory jabłek są wysokie, a ich notowania na rynku bardzo niskie, pojawiają się opinie zwolenników interwencjonizmu państwowego w rynek owoców, że rząd powinien przeznaczyć część pieniędzy z budżetu na poprawę sytuacji producentów jabłek. Jedną z propozycji jest stopniowe zdejmowanie z rynku nadmiaru jabłek przemysłowych i zagospodarowanie ich do produkcji biogazu.
Przemawia za tym, że Unia Europejska naciska na Polskę w kwestii produkcji energii z zielonych źródeł. Biogazownie mogą generować energię elektryczną i ciepło. Ponadto ceny gazu z importu rosną, a rozwój biogazowni pozwoliłby na zwiększenie niezależności energetycznej kraju.
Biogazownia powinna jednak funkcjonować jako przedsiębiorstwo, którego produkcja musi być opłacalna. W praktyce nie zawsze tak jest, bo biogazownie borykają się z problemami finansowymi i utrzymują się dzięki systemowi rządowych i unijnych dopłat.
Polska, jako kraj rolniczy, wytwarza bardzo dużo różnych odpadów o wysokim potencjale zagospodarowania ich w biogazowniach (m. in. wysłodków buraczanych, wywarów pogorzelnianych, odpadów z produkcji mleczarskiej, poubojowych treści żołądkowych, wytłoków owocowych i warzywnych, pestek z owoców, gnojowicy). Ponieważ podaż różnorodnych, alternatywnych dla jabłek substratów do produkcji biogazu jest wysoka, to należy postawić pytanie, czy istnieją argumenty, aby biogazownie skupowały surowe jabłka przemysłowe celem pozyskania z nich paliwa? Chodzi o argumenty z punktu opłacalności takiej produkcji, a nie argumenty zwolenników ingerowania państwa w sytuację rynkową, żeby ratować podupadające sadownictwo.
Uzysk biogazu z tony suchej masy organicznej wytłoków owocowych wynosi od 590 do 660 m3. Dla porównania, z tej samej ilości suchej masy organicznej kiszonki z kukurydzy można pozyskać od 450 do 700 m3, skoszonej trawy (pochodzącej np. z pielęgnacji zieleni miejskiej, stadionów, lotnisk itp.) – od 550 do 680 m3, a poubojowej treści żołądkowej – od 250 do 450 m3. Na tle innych substratów, wytłoki owocowe są więc dosyć wydajnym źródłem biogazu.
Jednak to, co dotyczy silnie odwodnionych wytłoków owocowych, nie dotyczy surowych jabłek, które zawierają ponad 80% wody. Jeżeli więc dostarczymy do biogazowni 100 t jabłek przemysłowych, to co najmniej 80 t tej masy stanowi woda, niepożądana w procesie fermentacji wsadów w biogazowniach. Takie jabłka biogazownia musiałaby przetworzyć, usuwając z nich dużą część wody. A obróbka surowca to dodatkowe koszty. Dlatego biogazownie nie są zainteresowane surowym jabłkiem przemysłowym jako substratem do produkcji biogazu, ale odpadami z przetwórstwa owoców, przede wszystkim wytłoczynami, z których wyciśnięto już sok. Są one istotnym substratem do produkcji biogazu w biogazowni zlokalizowanej w Konopnicy koło Rawy Mazowieckiej, przy czym uzupełnia się je o inne surowce, np. kiszonkę z kukurydzy.
Na sprzedaży wytłoków mają szansę zarobić przede wszystkim zakłady przetwórstwa owoców i warzyw, które produkują znaczne ilości tego odpadu. Możliwa jest też dostarczanie wytłoków przez indywidualne gospodarstwa, które zajmują się produkcją świeżych soków jabłkowych.
Zastanówmy się teraz – czy nie jest to pomysł niedorzeczny, żeby ciąć, nawozić i opryskiwać jabłonie, potem ręcznie zbierać z nich owoce, a następnie sprzedawać tę bogatą w składniki biologicznie czynne żywność (a nie surowiec energetyczny!) jako niewydajny odpad do produkcji biogazu? Czy jabłka mają jakąkolwiek szansę konkurować z biomasą intensywnie rosnących i wymagających mało pielęgnacji roślin takich jak miskant, słonecznik bulwiasty czy nawet kukurydza?
Jedyną sytuacją, w której biogazownie chciałyby odkupić jabłka przemysłowe, byłby program rządowych dopłat, który zapewniłby opłacalność takiej działalności. Tym sposobem dochodzimy do sedna sprawy – czy ingerencja państwa w rynek ogrodniczy nie przyniesie mu więcej szkody niż pożytku, zachęcając do eksploatacji starych sadów i do zakładania nowych? Czy taka metoda radzenia sobie ze skutkami nadprodukcji nie pogłębi jej przyczyn?
Komentarze