Portal sadownika

To dobrze czy źle, że więcej urosło?

24-01-2022 Portal-Sadownik.pl

To dobrze czy źle, że więcej urosło?

Podczas tegorocznych targów TSW w Nadarzynie poświęcono sporo czasu kwestii przyszłości polskiego sadownictwa. Odbył się panel dyskusyjny, w którym udział wziął między innymi Jan Ardanowski, były minister rolnictwa z ramienia Prawa i Sprawiedliwości.

Minister Ardanowski wykazał się całkiem dobrą znajomością problemów i wyzwań stojących przed branżą sadowniczą, choć – jak sam podkreślił –produkcją owoców się nie zajmuje. Poruszał wiele kwestii związanych z europejskim Zielonym Ładem, do którego odnosił się bardzo krytycznie. Wspominał sprawę interwencyjnego skupu jabłek w sezonie 2018/19, z powodu której do dziś ma problemy. Firma Döhler, którą oskarżył o żerowanie na polskich sadownikach, pozwała go za to do sądu. Proces rozpocznie się w marcu.

Odnosząc się natomiast do kwestii nadprodukcji jabłek w Polsce, były minister powiedział następujące słowa: Państwo powinno być do tego przygotowane, żeby nie mówić w kategoriach nadwyżki żywności „klęska urodzaju”. Raz jest więcej, raz jest mniej…  Jak jest więcej, to cieszmy się z tego, przetwarzajmy to, bo świat tego potrzebuje. A nie martwimy się, że więcej urosło. Pewnie, w osobistym liczeniu każdego gospodarstwa to najlepiej, żeby u mnie urosło, a u sąsiada zgniło, ale to tak nie działa (…).

Słowa ministra dotykają sedna problemu i wskazują, jak poważnym błędem jest postrzeganie produkcji ogrodniczej w kategoriach odnoszących się do produkcji typowo rolnej. Myślenie, że jabłka są na rynku takim samym towarem jak zboża, rzepak, burak cukrowy czy łubin to jeden z głównych problemów polskiego sadownictwa w dzisiejszych realiach.

Minister Ardanowski, jako osoba związana z produkcją typowo rolniczą, wyszedł z założenia, że produkcję owoców obowiązują te same realia. Tymczasem sadownictwo jest „biznesem” w dużo większym stopniu niż tradycyjne rolnictwo.

Producenta surowców rolnych dotykają w znacznie mniejszym stopniu prawa rynku związane ze stosunkiem podaży do popytu. Sieje rośliny odmian, które w jego warunkach klimatycznych się sprawdzają i dają możliwie wysoki plon. Decyzja ta podyktowana jest najczęściej czynnikami agrotechnicznymi (mówiąc wprost – łatwością danej odmiany w produkcji), a nie szczególnymi preferencjami rynku co do tej czy innej odmiany pszenicy. Spełnić musi najbardziej podstawowe wymagania jakościowe, np. procent zaolejenia w przypadku nasion rzepaku. Rynek jest bardzo chłonny, a większość surowców ma status strategicznych, istotnych z punktu interesu społecznego, dlatego w przypadku trudności ze zbytem częste są interwencje organów państwowych. To znaczy rządom poszczególnych państw zależy, aby obywatele mieli chleb czy tłuszcze jadalne, ale jabłka – towar z samej nazwy „deserowy” - już niekoniecznie.

Tymczasem jabłka deserowe są zupełnie inną kategorią na rynku produktów rolnych. Odbiorcy mają wyraźne preferencje co do zakupu poszczególnych odmian. Bieżący sezon przechowalniczy pokazuje, że ani szeroko rozumiana technologia, ani wielkość zbioru nie ma większego przełożenia na opłacalność produkcji. Głównym czynnikiem decydującym o tej opłacalności jest produkowana odmiana. Co z tego, że Idared jest łatwy w produkcji, skoro rynek wycenia go dokładnie tak, jak suchy przemysł? Galę paskowaną jest wyprodukować dużo trudniej, ale popyt w kraju i za granicą jest znacznie wyższy, a wraz z nim – producenci otrzymują atrakcyjniejsze stawki.

Produkcja sadownicza jest dużo bardziej wyspecjalizowana. Wymaga orientowania się w sytuacji na rynku, aby wiedzieć, którą odmianę sadzić, żeby eksploatować ją z korzyścią przez kilkanaście kolejnych lat. Trzeba też przewidzieć, w którym momencie wprowadzić towar na rynek, aby zarobić na nim jak najwięcej.

Jabłka deserowe obowiązują też bardzo restrykcyjne wymagania względem szeroko pojętej jakości. Szansę na zbyt w tej kategorii mają owoce o wysokiej jędrności, odpowiednim wybarwieniu, w pożądanym kalibrze. Liczy się sposób zapakowania towaru, technologie przechowywania go zapewniające jak najmniejsze straty jakości. Nikt nie przebiera w rozłożonej na półce sklepowej mące bądź oleju. W jabłkach – jak najbardziej.

Poszczególne gatunki owoców wymagają też skutecznej promocji, bez której ich spożycie systematycznie spada. Chociaż są bardzo zdrowe, to przy podejmowaniu przez konsumenta decyzji o zakupie nie są towarem pierwszej potrzeby. Jest to produkt deserowy, a więc w obrocie detalicznym bliżej mu do czekolady niż do bochenka chleba. Z tą różnicą, że czekolada może stać w sklepie kilka miesięcy, a jabłka, gruszki czy truskawki szybko się psują.

Wreszcie – jabłka nie są towarem strategicznym z punktu interesu społecznego. Trzeba liczyć się z tym, że wymuszanie jakichś interwencji rządu w ich rynek będzie po prostu bezskuteczne i nie można z tym wiązać większych nadziei. Walka o zagospodarowanie i przyszłość produkcji jabłek oraz uregulowanie rynku leży wyłącznie po stronie producentów i ich zrzeszeń, skąd musi wyjść inicjatywa.

Jak zwraca się coraz częściej uwagę, sadownik musi być bardziej przedsiębiorcą niż rolnikiem. Orientować się w wymaganiach rynku i próbować się do nich dostosowywać oraz - według swoich możliwości – starać się czynnie na nie wpływać. Nie jest zwykłym rolnikiem, który zbierze 50 ton pszenicy i bez większych problemów wprowadzi ją na rynek.

Niestety wśród producentów owoców pokutuje myślenie, że jabłko to po prostu jabłko. Rynek ma obowiązek przyjąć je niezależnie od produkowanej ilości, niezależnie od odmiany czy jakości i jeszcze dobrze za nie zapłacić. A jeżeli tak się nie dzieje, to wina leży z pewnością gdzie indziej, ale nie po ich stronie.  

Odnosząc się do wypowiedzi ministra Ardanowskiego, można wykazać choćby na problemach bieżącego sezonu przechowalniczego, że nadmierna w stosunku do zapotrzebowania produkcja poszczególnych odmian i kategorii jabłek to żaden powód do radości. Jeżeli nie wystąpi coś nieoczekiwanego, to problem nieprzystosowania polskiej produkcji do wymagań rynku będzie się w kolejnych latach tylko nasilał.

Czy świat tego potrzebuje? – najlepiej zapytać eksporterów, jak łatwo przychodzi im sprzedać naszego Ligola... I czy można oczekiwać od państwa zagospodarowania nadmiaru produkcji deserowej wyłącznie przez wzgląd na jej producentów, którzy będą uporczywie sadzić i produkować w nadmiarze to, na co wyczerpuje się zapotrzebowanie rynkowe?

Odpowiedzmy sobie sami.

Związane z tematem

Podsumowanie rynku jabłek deserowych (lipiec - grudzień) w 2021 roku

Promocja polskich jabłek - oczekiwania vs. rzeczywistość

Komentarze

Brak komentarzy

Napisz nowy komentarz