Portal sadownika

Sprowadzając owoce z zagranicy, markety psują rynek!

19-08-2020 Portal-Sadownik.pl

Sprowadzając owoce z zagranicy, markety psują rynek!

Čačanska Rana i Lepotica, Diana, Katinka, Kalipso, Herman, Jerozolimka, Ulena… - letnich, wczesnych i średnio wczesnych odmian śliw uprawia się w Polsce bardzo dużo. Ofert sprzedaży na rynkach hurtowych mamy pod dostatkiem. Podaż jest wysoka, a ceny niskie, tak więc można bez problemów zaopatrzyć się w dojrzałe, smaczne, słodkie, zdrowe, polskie owoce.

Wystarczy jednak wybrać się do marketu sieci zagranicznej, aby znaleźć tam na stoisku z owocami i warzywami śliwki importowane – z Hiszpanii, Grecji, Włoch, a nawet z dalszych zakątków świata, np. z Chile bądź Argentyny. Wstrętne, niedojrzałe, twarde jak kamienie, zielone śliwki z importu, po zjedzeniu których konsument patrzeć już na nie nie może i zraża się do zakupu jakichkolwiek śliwek, nawet tych dobrych i polskich.

śliwki z importu w markecie

Padło już wiele próżnych słów na temat postępowania zagranicznych sieciówek i ich polityki zakupowej. Wciąż wolą sprowadzić owoce z innego kontynentu niż dać uczciwie zarobić polskiemu producentowi. Zdaje się, że z czasem zagraniczne koncerny wyczuły, że wprowadzając do swojej oferty jakieś produkty od polskich dostawców, zyskają sobie w oczach krajowych konsumentów przychylność. Dlatego przy każdej śmietance czy żółtym serku, który wyprodukowano w Polsce, znajdziemy naklejki dumnie obwieszczające „WYBIERASZ POLSKIE”. To jednak margines całości towaru. Produkty rolnicze wciąż sprowadza się z zagranicy, nawet jeśli w kraju mamy pełnię sezonu.

Jeśli nie chcą polskich owoców, to trudno. Nie zmusimy ich i damy sobie radę. Wolą sprowadzać owoce, które uprawia się u nas powszechnie z miejsc oddalonych od Polski o tysiące kilometrów. Należy jednak pamiętać, że takie śliwki muszą zostać zerwane na długo przed osiągnięciem dojrzałości zbiorczej. Później są przez wiele dni transportowane na kontenerowcach, następnie transportem lądowym w kontrolowanych warunkach atmosfery i temperatury. Traktuje się je środkami przedłużającymi trwałość. Nigdy nie osiągną smaku i aromatu charakterystycznego dla pełnowartościowego owocu danej odmiany.

Swoją bezmyślną polityką handlową, sieciówki zniechęcają konsumentów do zakupu owoców w ogóle. Mało który klient zwraca uwagę na kraj pochodzenia zapisany drobnym druczkiem na fiszce z ceną. Ludzie kupują takie kwaśne śliwki, jedzą je i ich ohydny smak zaczynają kojarzyć ze śliwkami polskiej produkcji. Takie działanie zmniejsza krajowy rynek zbytu na owoce. Błędne koło się zamyka, a polski producent traci podwójnie.

Komentarze

Gal Anonim 21:18:20 06-09-2020
Producenci niech sprzedają owoce pisiorów

Napisz nowy komentarz