Nie wszystko na raz - rozsądne wprowadzanie odmian jabłek na rynek
Mamy w Polsce bardzo wysoką produkcję jabłek całego wachlarza odmian – od letnich, przez jesienne, aż po zimowe. Mimo to brakuje uporządkowania w terminie wprowadzania ich na rynek. W połowie września w sklepach wystawione są do sprzedaży Piros, Paulared, Delikates, Gala, Szampion, ale również Red Jonaprince, Ligol czy Szara Reneta – wszystkie z tegorocznego zbioru.
Trudno powiedzieć, ile traci na tym polska produkcja, ale na pewno sporo. Problem polega na tym, że zimowe odmiany jabłek muszą przejść przez odpowiednio długi okres ich przechowywania, aby uzyskać dojrzałość konsumpcyjną, czyli pożądany smak i aromat, które będą akceptowalne dla finalnego konsumenta. Klienci detaliczni, ale również handlowcy dokonujący zakupów na rynkach hurtowych, bardzo słabo się w tym orientują. Wnioskują, że skoro jakaś odmiana jest dostępna w handlu, to tego samego dnia mogą ją komuś sprzedać albo zjeść. Tym sposobem do konsumentów przedwcześnie trafiają jabłka, które powinny jeszcze swój czas odleżeć, aby nabrać odpowiedniego smaku. Niestety nieświadomy klient jest rozczarowany zakupem i zapamiętuje, że dana odmiana jest niedobra, chociaż miałby o niej zupełnie inne zdanie, gdyby spróbował jej na przykład w styczniu. Przedwczesne wprowadzanie odmian na rynek to jeden z czynników, który psuje popyt na krajowe jabłka.
Wina leży po stronie producentów, bo to właśnie oni muszą być świadomi, kiedy dana odmiana nadaje się do tego, aby wprowadzić ją na rynek hurtowy. Nie można wyobrażać sobie, że sprzedaż Ligola pierwszego września, kiedy w hurcie brakuje tych jabłek z tegorocznego zbioru, to sposób na dobry zarobek. Jest to bardzo krótkowzroczne podejście, bo w dłuższej perspektywie przyczynia się ono do spadku zainteresowania wśród polskich konsumentów jabłkami jako takimi. Grupy producenckie, które w okresie zbioru dokonują zakupu zimowych i późnozimowych jabłek, są dobrze zorientowane w optymalnych terminach wprowadzania ich na rynek i przeważnie nie popełniają takich błędów (chociaż są wyjątki).
Ponieważ jabłek mamy raczej nadmiar, a nie niedobór, musimy przywiązywać wagę do każdego czynnika, który mógłby mieć pozytywny wpływ na popyt na krajowym rynku. Dotyczy to szczególnie tych odmian, których potencjał eksportowy jest niski (np. Ligol) i jesteśmy skazani na ich sprzedaż w Polsce. Nasza oferta odmian jest tak różnorodna, że bez problemu możemy zapewnić podaż smacznych, dojrzałych, atrakcyjnych dla konsumenta owoców o każdej porze roku. Skoro we wrześniu jest dostatek Paulareda, Delikatesa, Gali itp., nie musimy skłaniać konsumentów do zakupu późnozimowych guguł.
Jesień i początki zimy powinny należeć do Paulareda, Lobo, Gali, Glostera oraz odmian czeskich – Szampiona, Rubina, Bohemii, Topaza. Trzeba zwrócić uwagę właśnie na Szampiona, bo jest to obecnie najważniejsza odmiana w polskiej produkcji i w warunkach wysokiego plonowania nie uda się wyprzedać jej do końca roku. Poza tym ma ona na tyle ugruntowaną pozycję na krajowym rynku, że zainteresowanie nią jest praktycznie do końca sezonu przechowalniczego. Dlatego warto rozplanować zbiór w taki sposób, aby część owoców zebrać w okresie dojrzałości zbiorczej i przeznaczyć na długie przechowywanie, a resztę świadomie przetrzymać, pozwalając nabyć koloru i walorów smakowych kosztem trwałości przechowalniczej. Tę drugą część sprzedać do stycznia. Wilk będzie syty i owca cała.
Dopiero od grudnia i później, w miarę uzyskiwania walorów, powinno się wprowadzać odmiany później uzyskujące dojrzałość konsumpcyjną, takie jak Golden Delicious, Mutsu, Red Jonaprince, Alwa itd.
Komentarze
Brak komentarzy