Dlaczego markety skupują i sprzedają owoce przemysłowe?
Fatalna jakość owoców w marketach
Parę dni temu sieć obiegły liczne zdjęcia sprzedawanych w supermarketach jabłek. Zwracano uwagę na ich fatalną jakość – drobny rozmiar, uszkodzenia, odgniecenia, plamy parcha, oczka zgnilizny. Wszystkie te cechy nie pozwalają na zaklasyfikowanie ich do kategorii jabłek deserowych, które powinny być sprzedawane w handlu detalicznym. Są właściwe dla „przemysłu mokrego”, za który otrzymamy na skupie ok. 40 gr za kg. Jednak markety sprzedają ten towar po 4,99 zł za kg (!), perfidnie wykorzystując konsumentów i dostawców owoców. Podobnie ma się sprawa z gruszkami.
Nazwa zagranicznej sieciówki nie ma znaczenia, bo sytuacja jest identyczna w każdej z nich. Nie jest to zresztą żadne novum, ponieważ problem powtarza się rokrocznie. Warto jednak postawić pytanie, dlaczego tak jest? Dlaczego w szczycie sezonu, kiedy najwyższej jakości jabłek i gruszek jest pod dostatkiem, a ich ceny są przystępne, markety skupują podłej jakości owoce, które tylko zniechęcają konsumentów?
Zbiór ubiegłoroczny?
Część Czytelników może zwrócić uwagę, że wzmiankowane owoce pochodzą ze zbioru ubiegłorocznego, a sieciówki czyszczą magazyny przed nowymi dostawami. Poniekąd tak, ponieważ część tych owoców rzeczywiście pochodzi sprzed roku. Czy nie należałoby w tej sytuacji rzetelnie poinformować o tym klientów i zejść z ceny? Czy nadgniłe, pomarszczone jabłka rzeczywiście warte są 4,99? Poza tym, owoce ubiegłoroczne stanowią margines. Większość pochodzi z sezonu obecnego.
Kwestia trwałości w obrocie handlowym
Inni uważają, że owoce odbierane są od sadownika w zadowalającym stanie, ale tracą na atrakcyjności już w sklepie. Szybkie psucie się owoców w marketach wynika z niekorzystnych warunków w obrocie handlowym.
To prawda, że towar na sklepowych półkach marnieje w okamgnieniu, gdyż temperatura pokojowa nie sprzyja trwałości owoców ziarnkowych. Ułożone „jeden na drugim”, owoce szybko starzeją się pod wpływem wydzielanego przez nie same etylenu. Liczne odgniecenia, ślady palców i paznokci, od których rozpoczyna się rozwój pleśni, wynikają z tego, że ludzie grzebią w wystawionych jabłkach niczym dziki. Ponadto pracownicy często nie obchodzą się z owocami delikatnie, nie przeglądają ich regularnie i nie usuwają egzemplarzy nadgniłych.
Warto jednak zwrócić uwagę, że produkcja jabłka czy gruszki deserowej ukierunkowana jest na trwałość w obrocie handlowym. Ponosi się wysokie koszty (dokarmianie roślin wapniem, krzemem), które podnoszą wytrzymałość owoców na trudne warunki transportu i półek sklepowych, by zachowały swoją wartość jak najdłużej. Fakt, że owoce nietrwałe w obrocie handlowym trafiają do marketów świadczy o tym, że selekcja dostawców nie jest prowadzona prawidłowo.
W tym chaosie jest metoda?
Wysokiego szczebla pracownicy zagranicznych koncernów, którzy zawierają z grupami producenckimi umowy na dostarczanie jabłek, nie są przecież głupcami. Muszą zdawać sobie sprawę z konsekwencji wystawiania nadpsutego towaru, zdrobniałych owoców z uszkodzeniami, i sprzedawania go po cenie wyższej (!) niż kilogram wartościowego jabłka deserowego w małym handlu detalicznym, w którym ceny wynoszą przeważnie poniżej 4 zł. Gdyby ich zwierzchnikom zależało na sprzedaży jak najlepszych owoców, to za wystawienie we wszystkich marketach w Polsce jabłek czy gruszek przemysłowych, pożegnaliby się z pracą.
Zdaniem licznych producentów owoców celem tych działań jest obrzydzenie Polakom krajowych jabłek. Wielu konsumentów nie odwiedza już mniejszych sklepów, warzywniaków czy ryneczków, bo brakuje im czasu. Zobaczywszy przemysłowe jabłka na stoiskach w markecie, ludzie myślą, że wszystkie polskie jabłka są podobnie kiepskiej jakości.
Kiedy będą Państwo w jakiejś sieciówce, proszę zwrócić uwagę, czy obok zgniłków oznaczonych etykietką „KUPUJ POLSKIE” nie ma przypadkiem błyszczącego, najwyższej jakości jabłka z importu? Na przykład włoskiego Granny Smith za 8 zł za kg, poukładanego pięknie w skrzynkach, kuszącego równym kształtem i nieskazitelnym wyglądem?
Tymczasem spożycie jabłek z roku na rok spada…
Tłem dla opisanej sytuacji jest fakt, że mamy w Polsce do czynienia z systematycznym spadkiem spożycia jabłek. Jeszcze w latach 90. jeden mieszkaniec Polski spożywał średnio 20 kg jabłek. W 2014 r. przeciętnie zjadaliśmy 14 kg tych owoców, a w 2017 r. - już 12 kg. Istnieją ogromne możliwości zwiększenia konsumpcji jabłek w Polsce, ale nie są one wykorzystywane.
Mając do wyboru polskie zgniłki za 4,99 zł i włoskie jabłka klasy premium za 7,99 zł, co wybierze konsument? Oczywiście banany albo kiwi! W ten sposób kryzys na rynku jabłek się pogłębia.
Komentarze
Brak komentarzy