Co dzieje się na rynku nawozów azotowych? Czy sytuacja ma szansę się ustabilizować?
Sadownicy z dużym niepokojem przyglądają się niespotykanej dotąd skali wzrostom cen mineralnych nawozów azotowych. Tłem są dla nich bardzo niekorzystne ceny jabłek deserowych.
Chociaż zbiory jabłek nie są czasem wysokiego zapotrzebowania na nawozy azotowe (w zasadzie potrzebny jest tylko mocznik do wykonania oprysku liści w profilaktyce parcha), to już za pół roku nastanie wiosna, a nawożenie sadów i plantacji owoców azotem będzie bardzo potrzebne.
W normalne lata okres po zbiorach owoców był czasem, kiedy można było kupić nawozy na przyszły sezon za kwoty niższe niż wiosną. Dla sadowników, którzy w listopadzie dysponowali wolnymi środkami, była to okazja do pewnych oszczędności. Obecnie ceny nawozów są jednak tak wysokie, że jest wątpliwe, aby znaleźli się chętni na robienie zapasów z myślą o wiośnie.
Środowisko rolnicze bije na alarm i zastanawia się, kto jest winny obecnej sytuacji.
Jak wzrastały i jak kształtują się obecnie ceny nawozów azotowych?
O wzrostach cen mineralnych nawozów azotowych zaczęto alarmować na przełomie września i października, chociaż pierwsze sygnały pojawiały się już w wakacje.
W pierwszej dekadzie października cena tony saletry amonowej sięgnęła 2600 zł, podczas gdy rok wcześniej kosztowała ona ok. 900 zł. Tona mocznika również kosztuje obecnie nawet 3000 - 3500 zł, a przed rokiem jej cena wynosiła ok. 1000 zł. Wzrosły także ceny nawozów wieloskładnikowych zawierających azot (np. popularnej Polifoski).
Pieniądze, których dystrybutorzy żądają za nawozy azotowe są z dnia na dzień coraz większe (w skrajnych przypadkach wzrosty wynoszą 500 zł na tonie nawozu dziennie!), ale – jak informują rolnicy – nawet gdyby chcieć dokonać zakupu za obecne stawki, to produktu w wielu hurtowniach i tak nie ma. Obecny jest tylko cennik, na podstawie którego można dokonać zamówienia z odroczonym terminem realizacji.
Problemy dotyczą więc nie tylko wysokich cen nawozów, ale również spadku ich dostępności.
Winni są producenci nawozów?
Wśród rolników pojawiają się podejrzenia spekulacji na rynku nawozów. Producenci są zdania, że firmy nawozowe wykorzystują wzrost cen gazu jako pretekst do zwiększenia swoich dochodów. Sztucznemu zawyżaniu przez nie cen ma służyć celowe ograniczenie produkcji, zmniejszenie dostaw oraz – co budzi największe kontrowersje – eksport nawozów azotowych poza granice kraju.
Sprawa jest o tyle bulwersująca, że nie mamy tu do czynienia z koncernami o zagranicznym kapitale, ale spółkami, których udziałowcem jest Skarb Państwa. Są one bezpośrednio powiązane z polskim rządem. Zwolennicy udziału własności państwowej w rynku argumentują istnienie spółek Skarbu Państwa tym, że mają one za zadanie bronić strategicznych interesów kraju, do których produkcja żywności z całą pewnością się zalicza. Jeżeli dochodzi tutaj do jakichś nieprawidłowości, a spółki nawozowe nie są w stanie zapewnić płynności produkcji i zabezpieczyć dostaw, to zarzuty można kierować wyłącznie w stronę polskiego rządu.
Jeśli na rynku rzeczywiście prowadzona jest jakaś spekulacja, to z pewnością nie sadownicy są jej obiektem. Polskie sadownictwo jest stosunkowo nieznacznym biorcą nawozów sztucznych w porównaniu z rolnictwem (uprawami zbóż, rzepaku, roślin paszowych, ale również warzyw, które mają znacznie wyższe zapotrzebowanie na azot niż drzewa owocowe). Gwałtowny wzrost cen nawozów mógł być reakcją firm na wzrost wartości zbóż oraz rzepaku na rynku, a także na urodzajne zbiory. Sezon potoczył się lepiej dla rolników niż dla sadowników, ponieważ nie tylko sprzyjał uzyskaniu wysokich plonów, ale jeszcze pozwolił uzyskać zadowalające ceny. Padają więc podejrzenia, że koncerny nawozowe zaplanowały sztucznie wywołać na rynku wrażenie niedoboru nawozów, wykorzystując koszty gazu jako pretekst, aby sprowokować wzrost cen i odebrać rolnikom ich wyższe zarobki.
Działania AgroUnii
Sprawie przygląda się AgroUnia. Według informacji organizacji rolniczej, w początkach października Grupa Azoty zaczęła odmawiać realizacji zamówień na nawozy, wcześniej uzgodnionych co do ceny i wielkości dostawy. Tłumaczono, że koncern nie jest w stanie wywiązać się z ich terminowej realizacji. Jednocześnie realizowano dostawy nawozów do odbiorców zagranicznych. Dowodem tego są zdjęcia dokumentów przewozowych nadesłane przez kierowców wywożących do Włoch tony polskiego mocznika.
Zarzutem nie powinno być to, że Grupa Azoty realizuje zagraniczne kontrakty. Jednak w przypadku zagrożenia niedoborem nawozów na polskim rynku, powinna ona zawiesić realizację zamówień zagranicznych, a nie odwrotnie. Jeżeli spółki Skarbu Państwa nie kierują się polskim interesem narodowym, to jaki jest sens ich istnienia? Są to przecież podmioty, które ponad własne zyski powinny przedkładać potrzebę bezpieczeństwa i stabilizacji polskiego rolnictwa, nawet kosztem ewentualnych strat.
AgroUnia zwróciła się w tej sprawie do Ministerstwa Rolnictwa z oficjalnym pismem. Złożyła również zawiadomienie do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Zapowiedziała przygotowanie pisma do Najwyższej Izby Kontroli, z prośbą o przyjrzenie się sprawie drożejących nawozów azotowych. 8 października lider tej organizacji, Michał Kołodziejczak, zapowiedział zorganizowanie blokady pod należącym do PKN Orlen zakładem Anwil we Włocławku, aby „nie dopuścić do wywiezienia z niego ani kilograma nawozu”. Mniejsza o sensowność tego typu działań, jednak – jeżeli wierzyć słowom Kołodziejczaka – jeszcze tego samego dnia z fabryki zaczęto masowo rozprowadzać towar po magazynach zewnętrznych, aby zdążyć przed rolniczą blokadą. Z innego zakładu odprawiono za wschodnią granicę 60 wagonów po 60 t nawozów azotowych każdy. Według Kołodziejczaka, takie gwałtowne działania miały na celu ukrycie, że Anwil posiada znacznie wyższe zapasy nawozów azotowych, niż informuje o tym rolników.
Pikieta AgroUnii we Włocławku odbyła się. Z dostępnych nagrań można wywnioskować, że miała raczej charakter symboliczny, bo rolników nie stawiło się zbyt wielu. Nie zablokowano wyjazdu z zakładu. Z protestującymi miała spotkać się prezes Anwilu, jednak w ostatniej chwili odwołała spotkanie. Zamiast tego, na rolników nasłano ochroniarzy i policjantów. To już chyba nowa tradycja w kontaktach przedstawicieli państwa ze środowiskami rolniczymi.
Michał Kołodziejczak podkreślił konieczność większej transparentności działań spółek Skarbu Państwa, zapowiedział dalsze działania oraz zaprosił inne zrzeszenia rolników do współpracy.
Stanowisko koncernów nawozowych
W mediach ukazało się również stanowisko Grupy Azoty S. A., które uzasadnia wzrosty cen nawozów.
Spółka informuje w nim, że konieczność radykalnych wzrostów cen nawozów azotowych jest uzasadniona wzrostami cen gazu. Powołuje się również na wzrost kosztów emisji dwutlenku węgla (chociaż wiceprezes Azotów w lipcowym wywiadzie dla Rzeczpospolitej powiedział, że jeszcze w 2020 roku udało się zabezpieczyć zapotrzebowanie na emisje CO2 na cały bieżący rok po korzystnych stawkach - przyp. red.).
Przypomnijmy, że we wrześniu 2021 prezes PGNiG, Paweł Majewski, powiedział, że główną przyczyną tegorocznych wzrostów cen gazu w Polsce jest manipulowanie jego cenami przez rosyjski GAZPROM. Dodatkowo na rynku europejskim obserwuje się systematyczny wzrost popytu na gaz ziemny, którym zastępuje się węgiel kamienny oraz energię atomową. Konkurencja o ograniczone dostawy gazu z Rosji, Norwegii i Stanów Zjednoczonych nasila się.
W komunikacie Azotów przeczytamy również, że produkcja działa w 100%, a eksport części wolumenów pozostawiono na rynku krajowym.
Do sprawy drożejących nawozów azotowych odniósł się również Anwil, obwiniając o nie wzrost cen gazu. Gaz stanowi bowiem aż 70% kosztów produkcji nawozów azotowych. Od stycznia do połowy września 2021 roku notowania surowca wzrosły o ponad 200%. Z kolei porównując ceny z września tego roku z analogicznym okresem w 2020 roku, gaz podrożał aż 6-krotnie. Bezpośrednio przełożyło się to na wzrost kosztów produkcji i notowań m.in. amoniaku, mocznika oraz saletry i saletrzaku. – zakomunikował Anwil.
Co na to minister?
Według ministra rolnictwa, Grzegorza Pudy, sytuacja na rynku nawozów jest niepokojąca, jednak nie mamy do czynienia ze spekulacją, ale normalnymi konsekwencjami zjawisk na arenie geopolitycznej, które nie dotyczą wyłącznie Polski, ale większości krajów europejskich.
Minister zwrócił się do Janusza Wojciechowskiego, unijnego komisarza ds. rolnictwa, z prośbą o pilną reakcję na poziomie międzynarodowym, która pozwoliłaby zniwelować negatywny wpływ wzrostu cen gazu na europejską produkcję rolniczą oraz pozwoliła rolnikom zastosowanie nawozów na wiosnę.
W odpowiedzi pan Komisarz zalecił polskim rolnikom szersze wykorzystywanie obornika… To można zostawić bez komentarza.
W związku z całą sprawą narzuca się kilka pytań:
- Dlaczego nie zgromadzono zapasów gazu niezbędnych do podtrzymania płynności strategicznej dla interesu narodowego produkcji nawozów?
- Na jakiej podstawie minister Puda stwierdza, że na rynku nawozów nie występuje zjawisko spekulacji? To wnioski z przeprowadzonej kontroli czy jego osobista opinia?
- Skoro spółka Azoty informuje o utrzymaniu pełnej płynności produkcji, to z czego wynikają obecne problemy z zaopatrzeniem hurtowni? Dlaczego dostawy nawozów na rynek nie są ciągłe?
- Krotność wzrostu cen nawozów jest wyższa niż cen gazu – kto bierze nadwyżkę?
- Dlaczego Naród Polski nie może poznać pełnych danych dotyczących wielkości produkcji oraz aktualnych zapasów nawozów azotowych? Spółki Skarbu Państwa nie są własnością rządu, ale nas wszystkich, w związku z czym co stoi na przeszkodzie, aby te informacje podać do wiadomości publicznej?
- Jeżeli nastąpił paraliż polskiej produkcji nawozów azotowych, to dlaczego nie negocjuje się importu na korzystnych warunkach?
Jakie będą skutki wzrostu cen nawozów azotowych dla polskiego rolnictwa i sadownictwa?
Jeżeli wysokie ceny nawozów azotowych się utrzymają, to wielu rolników ich nie rozsieje albo zastosuje je w niepełnej dawce. Spadnie produkcja żywności w skali kraju, bo uprawy jednoroczne, takie jak zboża, reagują spadkiem plonu na braki w nawożeniu azotem. Skutki dla produkcji sadowniczej będą znacznie niższe, z uwagi na mniejsze zapotrzebowanie drzew względem nawożenia azotowego. W rolnictwie na znaczeniu zyskiwać będą alternatywne źródła azotu (nawozy naturalne, rośliny motylkowate). Wzrośnie konkurencja o obornik.
Wzrost cen nawozów przełoży się na wzrost kosztów żywności. Każdy producent owoców prędzej czy później je poniesie, bo jest też konsumentem. Podobnie jak inni, musi kupić chleb lub mięso.
Co dalej?
Jeżeli chodzi o sadowników, kupowanie nawozów azotowych na zapas w obawie przed dalszymi wzrostami ich cen nie wydaje się rozsądne. Lepiej poczekać na rozwój sytuacji. Zobaczymy, jak będą kształtować się ceny gazu w kolejnych miesiącach.
Jeżeli polityka rządu będzie rozsądna, to znaczy pokieruje się działaniami spółek Skarbu Państwa w taki sposób, że odroczy się realizację zagranicznych dostaw, nie będzie się zaciągało kolejnych zobowiązań z zagranicy oraz utrzyma się pełną płynność produkcji, to do wiosny powinno się udać zgromadzić zapasy nawozów potrzebne rolnikom. Nie wiadomo tylko, po jakich cenach będą one sprzedawane. Być może presja środowisk rolniczych skłoni rząd do przeprowadzenia interwencji na rynku nawozów.
Komentarze
Brak komentarzy